niedziela, 26 maja 2013

O matkach popkulturowych

Superbohaterki bez peleryn i zbroi, które każdego dnia dokonują niemożliwego, starając się wychować nas na dobrych ludzi, powstrzymać przed wpędzeniem w tarapaty, wpoić zasady życia i nie zamartwić się na śmierć. Dzięki rentgenowi w oczach widzą to, co najbardziej chcemy przed nimi ukryć. Supersiła pozwala im bez zmrużenia oka, czuwać przy nas całe noce. Ich superodwaga sprawia, że stają w naszej obronie zawsze wtedy, gdy ktoś traktuje nas źle i niesprawiedliwie. Takich mocy może im pozazdrościć każdy superbohater. Najważniejsze jest jednak to, że zdobywa się je nie poprzez ugryzienie radioaktywnego pająka, oblanie chemikaliami, czy też mutację, lecz poprzez... no sami wiecie. Jak nie wiecie, zapytajcie mamy, chyba czas na TĘ rozmowę. Otrzymując swoje supermoce, każda matka dowiaduje się jednak, że wraz z nimi idzie duża odpowiedzialność (jak mawiał wielki filozof, Ben Parker). Nienadużywanie tych nadprzyrodzonych zdolności czasami wychodzi im lepiej, czasami gorzej. Ich starania stanowią jednak zawsze dobry materiał na ciekawą opowieść. Poniżej przedstawiam dziesięć moich ulubionych popkulturowych mam, które wywarły na mnie największe wrażenie sposobem radzenia sobie (lub nie) ze swoją rolą. 


1. Marjorie Houseman, mama Baby i Liz z „Dirty Dancing” 

Uwielbiam tę kobietę! Jej rola w filmie jest bardzo mała i ograniczona praktycznie do kilku onelinerów, ale   z pewnością zapamiętywalna oraz wnosząca wiele humoru. Marjorie (świetna Kelly Bishop) z jednej strony wydaje się nie mieć pojęcia, co się dzieje, skupiona bardziej na grze w golfa i rozkoszowaniu się pierwszym urlopem męża od dwudziestu lat niż na swoich córkach. Jednakże w momencie, gdy mówi „Sit down, Jake” podczas finałowego występu Baby, wyraźnie widzimy, że ma do powiedzenia znacznie więcej, niżby się nam wcześniej wydawało. No i jej kwestia „I think she gets this from me” całkowicie mnie rozbraja za każdym razem, gdy oglądam ten film.


2. Lorelai Gilmore, mama Rory z „Kochane Kłopoty”


Serial pokazywał, że zostanie matką w wieku szesnastu lat, mieszkanie w małym miasteczku, w którym nic się nie dzieje, brak męża i przymus ciągłego użerania się z apodyktycznymi rodzicami (Kelly Bishop gra jej matkę) może być największą frajdą na świecie. Może, pod warunkiem tylko, że jest się Lorelai Gilmore, której bronią jest ironia, żart i optymizm. Matka z pozoru mniej dojrzała od swojej córki, czasami bardziej przyjaciółka niż rodzicielka, tak naprawdę poświęciła dla niej naprawdę bardzo dużo. Jak dla mnie, najfajniejsza matka ever (oprócz mojej). 



3. Molly Weasley, mama Billa, Charliego, Percy’ego, Freda, George’a, Rona i Ginny z “Harry Potter”

Matka siedmiorga dzieci, za które w jedną sekundę jest gotowa oddać życie. Równie dużą miłością, co swoje rodzone dzieci, darzy Harry’ego, któremu próbuje choć trochę zastąpić matkę utraconą we wczesnym dzieciństwie. Potrafi być czuła, opiekuńcza i troskliwa, ale jej prawdziwy talent to kierowanie całą rodziną, głównie przy pomocy strachu. Co przy rozszalałej gromadce, wykazującej ogromną tendencję do pakowania się w kłopoty okazuje się najlepszym rozwiązaniem. Pomimo tego, że większość czasu spędza w domu, jest bardzo dobrą i odważną czarownicą. Pokochałam ją od pierwszego momentu, gdy wyjaśniała Harremu jak dostać się na peron 9 i ¾, moja miłość do niej rosła wraz z każdą książką oraz filmem (Julia Walters cudownie wcieliła się w tę postać) a za pojedynek z Bellatrix Lestrange chciałabym ją uściskać. 


4. Kate McCallister, mama Kevina z „Kevin sam w domu”

No dobra, zapytacie, co to za matka, która zostawia swojego syna samego… dwukrotnie… w Boże Narodzenie. Ja jednak naprawdę ją lubię, bo pewnie, popełnia błędy, ale tak jak my wszyscy. Ważne jest przecież to, jak się zachowujemy potem. Dowiedziawszy się, że jej syn został sam w domu, w sekundę podejmuje decyzję o tym, aby przemierzyć kilka stanów wszelkimi możliwymi środkami komunikacji. Poza tym, bardzo lubię grającą tę postać Catherine O’Harę, która szczególnie dobrze sprawdza się w rolach postrzelonych mamusiek.


5. Jackie Tyler, mama Rose z „Doctor Who”

Typowa Angielka klasy średniej, samotnie wychowująca nastoletnią córkę, która pewnego dnia postanawia wyruszyć w podróż z irytującym kosmitą w niebieskiej budce, przemieszczającej się w czasie i przestrzeni. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że jest całkowicie przeciwna zaistniałej sytuacji i początkowo nie darzy Doctora wielką sympatią (łagodnie to ujmując). Trudno sobie wyobrazić, co może przeżywać matka, rozmawiająca przez telefon z córką, oddaloną od niej o setki tysięcy kilometrów pomnożone razy tysiące lat. Z czasem jednak jej stosunek do Doctora zmienia się, ponieważ zauważa, jak dużo nasza planeta mu zawdzięcza. Widzi również zmianę w swojej córce, której życie przed pojawieniem się tego zwariowanego kosmity było mdłe i pozbawione sensu. Jakcie jednak do końca pozostaje troskliwą matką, która skacze pomiędzy wymiarami za swoją córką. 


6. Tutti Bomowski, mama Joe ze „Stój, bo mamuśka strzela”

Bohaterka jednej z uroczych, choć całkowicie absurdalnych komedii lat dziewięćdziesiątych, w których gwiazdy kina akcji wcielały się w postacie całkowicie przeciwne ich hipermęskiemu wizerunkowi filmowych zabijaków. Tutti to matka, dla której syn zawsze pozostanie małym chłopcem, nawet wtedy, gdy zostanie sierżantem policji. Nadopiekuńcza mamuśka zawsze wie, co dla jej syna jest najlepsze i nie ma żadnych zahamowań, aby wkroczyć ani w jego prywatne, ani zawodowe życie. 


7. Pani Gump, mama Forresta z „Forrest Gump”

To jej zawdzięczamy bardzo ważną naukę: „Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, co ci się trafi”. Pani Gump jest bardzo mądrą kobietą, wychowującą samotnie syna po tym, jak jego ojciec opuścił rodzinę. Pragnie dla swojego syna wszystkiego co najlepsze i nie cofnie się przed niczym, aby to zdobyć. Jest dumna z każdego osiągnięcia Forresta, któremu natura poskąpiła inteligencji, ale w zamian obdarzyła wielkim sercem. Jako matka musi jednak stanąć przed największym wyzwaniem, jakiego wymaga ta rola – pożegnanie dziecka przed pójściem na wojnę. Do końca służy mu radą, mając jednak świadomość, że ostateczny wybór życiowej drogi musi pozostawić Forrestowi. 


8. Daphne, mama Milly, Maggie i Mae z „A właśnie, że tak”


Kolejna wszystkowiedząca mamuśka, która nie boi się ingerować w życie swoich córek, w szczególności tej najmłodszej, święcie wierząc, że postępuje właściwie. Jest tak bardzo przeświadczona o swojej nieomylności, że postanawia znaleźć Milly chłopaka, wysyłając ogłoszenie i przeprowadzając casting. Sama już dawno porzuciła marzenia o ponownym związaniu się z mężczyzną i przestała szukać w życiu romantyzmu, pewna tego, że nie przynosi ono nic dobrego. Jako, że film jest komedią romantyczną, wiem, że nie mogła się bardziej mylić.  Życie (a te romcomowe w szczególności) płata bowiem figle, które jednak zawsze prowadzą do szczęśliwego zakończenia. 


9. Pani Bennet, mama Elizabeth, Jane, Kitty, Mary i Lydii z „Duma i uprzedzenie”

Postać komiczna i przerysowana, z pozoru zainteresowana wyłącznie pieniędzmi, balami i dobrym życiem. Tak naprawdę jednak jest to kobieta, która zna życie, jest świadoma pozycji kobiet w tamtych czasach, ich całkowitej zależności od mężczyzn oraz pragnie dla swoich córek jak najlepiej. Wydanie ich za mąż za majętnych mężczyzn wydaje się jej najlepszym rozwiązaniem. Być może w swoich staraniach mogłaby być nieco subtelniejsza, ale cóż… ileż radości utracilibyśmy podczas czytania książki, czy też oglądania kolejnych jej ekranizacji. 



10. Mamut Popkulturystka, mama Izki Popkulturystki, autorki tego bloga


Taka prywata. Dlaczego umieściłam własną mamę w zestawieniu mam popkulturowych? Z racji tego, że to dzięki naszym cotygodniowym wizytom w wypożyczalni kaset video, wspólnemu oglądaniu telewizji, wydawaniu fortuny na książki, komiksy, czasopisma, naklejki i inne niezliczone gadżety zakochałam się w filmie, serialach i pozostałych wytworach popkultury. Czy było to jej sukcesem, czy największym błędem wychowawczym? Nie mnie to oceniać, ale innego dzieciństwa wyobrazić sobie nie potrafię. Mama, szczycąca się bardzo uroczą ksywką Mamut, zawsze pozwalała mi być sobą, nie patrząc krzywo na każde dziwactwo, odstające od normalnych dziecięcych zachowań, nie oceniając i dopingując w każdym aspekcie mojego życia. Jej uwielbienie komedii romantycznych, sensacji z romansem w tle i filmów tanecznych przeniosło się na mnie i może całkowicie spaczyło moje spojrzenie na miłość i związki, ale pozwoliło również wierzyć w istnienie prawdziwego romansu. Dziękuję jej za to. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz