piątek, 6 grudnia 2013

Co się zdarzyło pod jemiołą, zostaje pod jemiołą

Nowy wpis miał dotyczyć zupełnie innego tematu, ale wczorajsze spotkanie Secret Santa, zorganizowane przez Zwierza popkulturalnego przestawiło mnie całkowicie w świąteczny cykl. Wręczanie własnoręcznie zrobionych prezentów często całkowicie obcym osobom, rozmowy o intymnych szczegółach zafanienia z podobnie pokręconymi istotami, zachwycanie się jak tribble wiruje w kieliszku do martini – to wszystko istotne elementy popkulturowego świętowania. Zwierzu, nie chciałabym wywierać presji, ale ta pięćdziesiątka pozytywnych wariatów, która wczoraj spotkała się w Warszawie plus wszystkie osoby, które wyślą prezenty pocztą lub dostarczą je na spotkaniach w różnych miastach Polski (i nie tylko), uważają teraz Secret Santa za nową świecką tradycję i chyba nie wyobrażają sobie kolejnego grudnia bez niej. No, ale wracajmy do wpisu, który wbrew pozorom nie będzie w całości poświęcony innej blogerce. Będzie za to o całowaniu. Takim świątecznym. Pod jemiołą.

Święta Bożego Narodzenia to dla popkultury czas szczególny, który w dużej mierze brutalnie sobie zagarnęła. Przejęła część starych tradycji, jak również wymyśliła mnóstwo nowych zwyczajów. To ona ponownie stworzyła Świętego Mikołaja, czyniąc go takim, jakim wyobrażamy go sobie dzisiaj. Wręczyła mu sanie, nazwała wszystkie renifery, kazała wchodzić przez komin i zjadać ciasteczka pozostawione przez dzieci. Wmówiła nam, że najlepszym świątecznym trunkiem jest ajerkoniak, prezenty należy chować do skarpetek a wigilijny bigos popijać coca colą. Wprowadziła oddzielny gatunek filmów świątecznych, które z uwielbieniem oglądają wszyscy członkowie rodziny. Z pewnością, wiele osób się teraz ze mną nie zgodzi, stwierdzając, że wiele z wymienionych przeze mnie zwyczajów to prawdziwe tradycje z różnych krajów. A i owszem, bo to jest właśnie jedna z najważniejszych cech popkultury, która zbiera, miksuje i przetwarza, tworząc coś nowego ze starego. Osobiście w ogóle nie mam jej tego za złe.


Z całowaniem pod jemiołą jest tak samo. Zwyczaj posiada długą historię (próbowałam dotrzeć do jego źródła, ale Internet pełen jest sprzecznych informacji), a sama jemioła już przez druidów postrzegana była jako roślina o magicznych właściwościach. Wykorzystywano ją jako talizman, a ścięte gałązki wieszano w domach pod sufitem lub nad drzwiami. Miała przynosić pomyślność i szczęście oraz odpędzać złe demony i uroki. Zgodnie z tradycją para, która znalazła się pod jemiołą musi się pocałować.


Nic dziwnego, że zwyczaj ten przypadł popkulturze do gustu. Takie bezkarne całowanie się pod gałązką jemioły daje bowiem twórcom książek, filmów i seriali ogromne możliwości zabawy bohaterami filmu bądź serialu. Może być zabawnie, gdy pod jemiołą znajdą się nie te osoby, które powinny. Zazwyczaj jednak jest romantycznie, ponieważ bądźmy szczerzy… święta, śnieg, ajerkoniak i ogólne poczucie radości, to idealne tło dla długo wyczekiwanego pocałunku pomiędzy bohaterami, którzy od dawna mieli się ku sobie. Reguła mówiąca o tym, że dwoje ludzi, którzy razem znaleźli się pod jemiołą, musi się pocałować, stanowi rodzaj wytrychu, pozwalający na połączenie bohaterów na ten jeden moment, pokazanie widzowi, że rzeczywiście coś się kroi, ale jednocześnie uniknięcie konieczności dalszego budowania miłosnej relacji. Bohaterowie mogą się w dalszym ciągu oszukiwać, że pomiędzy nimi nic się dzieje, a pocałunek nic nie znaczył. My, widzowie, dobrze wiemy, że to nieprawda i z jeszcze większą niecierpliwością wyczekujemy kolejnego przejawu czułości. Usatysfakcjonowani na chwilę tym jednym pocałunkiem, pozwalamy scenarzystom dalej wodzić się za nos.


1. Selina/Catwoman (Michelle Pfeiffer) i Bruce/Batman (Michael Keaton) w „Powrocie Batmana”Mistletoe can be deadily if you eat it, but kiss can be even deadlier if you mean it.

Cudowne dwie sceny pod jemiołą, które doprowadzają do odkrycia nie tylko uczuć, ale również tożsamości zamaskowanych bohaterów.


2. Nelle (Portia de Rossi), Georgia (Courtney Thorne-Smith) i John (Peter MacNicol) w "Ally McBeal"

 Komicznie-taneczne podejście do całowania pod jemiołą.


 3. Lucy (Sandra Bullock) i Jack (Bill Pullman) w „Ja cię kocham a ty śpisz”

Całkowicie tradycyjny sposób zaprezentowania podjemiołowego pocałunku, niemniej na tyle uroczy, aby mnie ująć za serce. Jak cały film z resztą, który oglądam razem z "Love Actually" w każde świetne.

Oboje coś do siebie czują, ale z racji tego, że Lucy jest teoretycznie narzeczoną brata Jacka, nie mogą pozwolić sobie na odkrywanie, co tak dokładnie ich łączy. Do pocałunku pod jemiołą zostają praktycznie zmuszeni przez całą rodzinę Jacka. Ona nieśmiało się uśmiecha, on jest trochę zmieszany. Pocałunek jest krótki i delikatny, ale pewne jest to, że zwiastuje kłopoty.


4. Bones (Emily Deschanel) i Booth (David Boreanaz) w „Kościach”

Pocałunek, który sprawił, że większość widzów serialu wykrzyknęło "Nareszcie!!!". Co prawda po nim znowu długo trzeba było czekać na więcej, ale scenarzyści tym pocałunkiem przypieczętowali obietnicę, że to "więcej" w ogóle w serialu się pojawi.


5. Beckett (Stana Katic) i Castle (Nathan Fillon) w "Castle"
A to dowód na to, że brak pocałunku może być równie wymowny...


6. Robin Hood (Kevin Costner) i Azeem (Morgan Freeman) w "Robin Hood: Książę złodziei"
No dobra, tych dwoje tak naprawdę się nie całowało. Jednak odbyli bardzo ciekawą konwersację na temat jemioły i jej wpływu na uwodzenie kobiet.

Robin Hood: Many a maid has lost her virtue to me, thanks to this little plant. (Wiele kobiet straciło dla mnie cnotę, dzięki tej roślinie.)

Azeem: In my country, we talk to our women. We do not drug them with plants. (W moim kraju rozmawiamy z kobietami. Nie odurzamy ich roślinami. )


A na koniec piosenka. Gdzie mama całowała Świętego Mikołaja? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz