piątek, 13 grudnia 2013

Kobiety "Żony idealnej" udowadniają, że można być babą i osiągnąć sukces

Silne postacie kobiece (strong female characters) to temat, który wciąż wywołuje ożywione dyskusje i spory. Popkulturę wini się w nich przede wszystkim za to, że na żądania wprowadzenia do swoich wytworów silnych bohaterek, odpowiedziała stworzeniem kolejnego niesprawiedliwego wzorca, nijak odnoszącego się do rzeczywistości. Zamiast zacząć przedstawiać prawdziwe kobiety, wzięła się za tę nieszczęsną damsel in distress i kazała jej zhardzieć: wysłała na siłownię i kurs karate, nauczyła posługiwać się bronią, a w usta włożyła brzydkie słowa i cięte riposty. Pozwoliła jej być na tyle silną, na ile mieściła się w ramach kolejnej męskiej fantazji. O tak pożądanej wielowymiarowości kobiety mogły zapomnieć. Chciały siły i ją dostały, tylko że nie taką, o jaką im chodziło. W ich mniemaniu siła miała być tożsama z postaciami posiadającymi głębię, dobrze napisanymi oraz istotnymi dla fabuły dzieła. Na szczęście niektórzy twórcy zrozumieli tę drobną różnicę i konstruują interesujące (silne) postacie kobiece. W tym kontekście wyróżnia się serial „Żona idealna” (The Good Wife), w którym pojawiają się kobiety silne nie dlatego, że kopniakiem potrafią wyważyć drzwi, lecz posiadające złożone osobowości i skomplikowane charaktery.




Na temat błędnego postrzegania silnych postaci kobiecych przez popkulturę nie będę się rozpisywać, ponieważ ten problem świetnie przedstawiła Fabulitas. Do jej tekstu o Strong Female Characters odsyłam każdego, kto pragnie zgłębić to zagadnienie. Celem wprowadzenia napiszę tylko, że opór przeciwko silnym bohaterkom dotyczy ich jednowymiarowości, która w porównaniu ze złożonymi silnymi postaciami męskimi mocno kole w oczy. Bohaterowie męscy są bowiem silni nie tylko w sensie fizycznym, czy takim najbardziej podstawowym rozumieniu charakterologicznym (czyli mocni w mięśniach i mocni w gębie). Z kolei, jeśli tworzy się już sylwetki silnych kobiet, to przywdziewa się w je w skórzane kostiumy, daje czarny pas karate, wyzbywa z wszelkich emocji i każe swobodnie afiszować się ze swoją seksualnością. Natomiast o motywach ich postępowania, czy jakimkolwiek życiu wewnętrznym dowiadujemy się od niczego po bardzo niewiele. Moim osobistym zdaniem obecnie szeroko pojęta „telewizja” prezentuje szereg seriali, które łamią ten schemat, ale dzisiaj skupię się tylko na jednym.

Rysunek autorstwa Kate Beaton
„Żona idealna”, serial o dość przewrotnym tytule (jeden z niewielu trafionych polskich przekładów) wyróżnia się bowiem szczególnie, ponieważ zawiera nie jedną, a szereg skomplikowanych bohaterek, które osadzone są w fabule samodzielnie, a nie jedynie jako dodatek upiększający. Wręcz wydaje się, że to męskie postaci i relacje z nimi tworzone są po to, aby w pełni wydobyć charakter bohaterek. Bo chociaż serial posiada kilka rewelacyjnych postaci męskich, to jednak bezapelacyjnie kobietom pozwala się grać pierwsze skrzypce. Ale, żeby nie ślizgać się po powierzchni, może najpierw kilka słów o samym serialu.


Tytułową żoną idealną jest Alicia Florick, która po ukończeniu studiów prawniczych i udanym starcie kariery zrezygnowała z wykonywania zawodu na rzecz zajmowania się domem i opieki nad dwójką dzieci. W tym czasie jej mąż, Peter, robił karierę, zostając ostatecznie prokuratorem stanowym. Oskarżenia o korupcję spowodowały jednak, że wylądował w więzieniu, zmuszając żonę do powrotu do pracy w celu utrzymania rodziny. Śledztwo przy okazji wykazało zdrady Petera, w tym także korzystanie z usług prostytutek. Alicia musi poradzić sobie z tym, że jej życie zostało wywrócone do góry nogami, co wiąże się z przeprowadzką, ostracyzmem ze strony dawnych znajomych, rozpoczęciem nowej pracy po wielu latach zawodowej bezczynności oraz rozstrzygnięciem tego czy chce nadal trwać u boku męża. Tak zaczyna się akcja serialu, który fabularnie w żadnym wypadku nie ogranicza się do historii kobiety zdradzonej. Każdy odcinek to nowa pasjonująca sprawa prawnicza, bardzo umiejętnie osadzona w kontekście bieżących wydarzeń. Co jest w nich najbardziej fascynujące to właśnie to, że tak naprawdę pod przykrywką prawniczych potyczek serial omawia gorące problemy społeczne, afery polityczne i niuanse etyczne. Nie boi się obalać stereotypów oraz drwić z poprawności politycznej. Kto, jeszcze nie ogląda, niech żałuje i czym prędzej nadrabia zaległości. To tylko cztery pełne sezony i piąty, który wyświetlany jest obecnie. Jeśli moje zapewnienia, że naprawdę warto poświęcić czas na The Good Wife was nie przekonują, to przeczytajcie, 10 najważniejszych powodów, które wymienia Noida.

A teraz już tylko o kobietach…


Alicia Florrick (Julianna Margulies) – tytułowa żona idealna, dla której ten tytuł przez 13 lat stanowił najważniejszy punkt odniesienia w życiu. W momencie, gdy dowiaduje się o zdradzie męża, traci on swój sens, co zmusza ją do przedefiniowania całej swojej osoby. Najciekawszym aspektem tej postaci jest jej stały rozwój. Alicia z piątego sezonu zupełnie nie przypomina tej przestraszonej, niepewnej siebie kobiety, która z trudem podejmowała każdą decyzję. W ciągu tych pięciu lat stała się osobą zdecydowaną, zawzięcie walczącą zarówno na sali sądowej, jak i we własnym życiu. Szybko wspina się po stopniach kariery, stając się partnerem w kancelarii, aż w końcu ryzykuje wszystko co do dotąd osiągnęła i zakłada z Carrym własną firmę. Jednocześnie Alicia nie zapomina o tym, jak ważne jest dla niej bycie dobrą matką. Chociaż czasem można odnieść wrażenie, że w tej materii idzie jej chyba jednak trochę zbyt łatwo, to jednak doskonale widać, że dzieci stawia na pierwszym miejscu. Na przykład wtedy, gdy postanawia zakończyć związek z Willem. Mężczyzna, z którym łączy ją coś jeszcze od czasów studiów stanowi dla niej zakazany owoc, którego każdy kęs wprowadza więcej zamieszania do jej życia. (Muszę jednak przyznać, że Alicia i Will są ciekawsi jako wrogowie niż kochankowie.) Alicia postanawia pozostać przy mężu, ale raczej nie śpieszy jej się do tego, aby ponownie wcielić się w rolę idealnej żony. Nie oznacza to jednak, że ta postać jest całkowicie pozbawiona wad. Czasami wciąż pozwala sobą kierować i mimowolnie poświęca się dla męża. Ponadto często nagina swoje zasady moralne, aby wygrać sprawę. Zauważalne jest również to, że Alicia lubi władzę i coraz więcej jest w stanie zrobić, aby ją osiągnąć. Jestem pod prawdziwym wrażeniem tego, jak konsekwentnie przez pięć sezonów scenarzystom udało się rozwijać tę postać i zżera mnie ciekawość, co zamierzają z nią zrobić w przyszłości.


Kalinda Sharma (Archie Panjabi) – pracuje jako śledcza w Lockhart & Gardner i posługując się niekonwencjonalnymi metodami potrafi odkryć każdą, nawet najlepiej skrywaną tajemnicę. Wykorzystuje przy tym swoją seksualność, której praktycznie nikt nie potrafi się oprzeć. Świetnie podsumowuje to scena (odcinek 3x08), w której Dana mówi: „I’m not lesbian” (Nie jestem lesbijką), a Cary odpowiada jej: "I know many people who weren’t anything until they met Kalinda.” (Znam wiele osób, które nie były przed poznaniem Kalindy – ktoś to umie lepiej przetłumaczyć?). Kalinda nie dość bowiem, że sama jest biseksualna, to biseksualnymi czyni również większość kobiet, które na ogół są hetero. Chociaż z innych ludzi potrafi wydobyć każdą informację, swojej prywatności broni jak lwica i tak naprawdę przez te pięć sezonów dowiedzieliśmy się o niej niewiele. Jest niezależna, odważna, sprytna i cholernie bystra. Jej chłodna powierzchowność w pewnym stopniu pełni funkcję zasłony dymnej, ponieważ wiemy, że Kalinda potrafi troszczyć się o ludzi, na których jej zależy. Dla Alicii, którą traktuje jak prawdziwą przyjaciółkę, jest w stanie zrobić praktycznie wszystko. Dokładnie widzimy, jak bardzo Kalinda przeżywa fakt, że to z nią między innymi Peter zdradził Alicię i jak dewastujący jest dla niej moment, w którym ona się o tym dowiaduje. Z kolei wątek z poprzedniego sezonu, w którym wraca Nick, mąż Kalindy, tak bardzo nie spodobał się fanom serialu, że twórcy musieli go skrócić i pozbyć się tej postaci wcześniej niż zamierzali. Widzowie tak naprawdę nie chcieli dowiedzieć się zbyt wiele o przeszłości uwielbianej bohaterki. Ten dziwny związek z okrutnym i niebezpiecznym mężczyzną miał chyba pokazać, że Kalinda również ma swoje słabości i nie zawsze jest w stanie sprawować kontrolę nad sytuacją. I choć pomysł wydaje się słuszny, to jego egzekucja nie była wystarczająco wiarygodna. Miało być dramatycznie i kontrowersyjnie, ale dla mnie chemia pomiędzy postaciami nie była na tyle odczuwalna, aby mogła tłumaczyć ich zachowanie. W tym sezonie na szczęście wróciła „stara” Kalinda, która docieka i uwodzi, ale jednocześnie staje przed wyborem pomiędzy przyjaźnią do Alicii i Cary’ego a szacunkiem i lojalnością wobec Willa i Diane. Mam tylko nadzieję, że scenarzyści zaplanowali więcej dynamiki w relacjach pomiędzy Kalindą i Alicią, bo lubię, kiedy na ekranie (małym i dużym) pokazuje się kobiecą przyjaźń.


Diane Lockhart (Christine Baranski) – razem z Willem stworzyła od podstaw kancelarię Lockhart & Gardner, poświęcając dla niej większość swojego życia. W przeciwieństwie do Willa przy podejmowaniu decyzji zawodowych nie kieruje się emocjami i intuicją, lecz zdrowym rozsądkiem. Jest znacznie bardziej ostrożna, co nie oznacza, że gdy trzeba, nie jest w stanie zaryzykować. Uwielbiam to, w jaki sposób Christine wykreowała tę postać, nadając jej łagodność w głosie, mimice i gestykulacji, a jednocześnie pokazując surowość i niezłomność charakteru poprzez spojrzenie. Diane Lockhart potrafi wzbudzić szacunek i strach, będąc przy tym kobietą zabawną, sympatyczną i lubiącą dobre życie. W swojej karierze zmagała się z dyskryminacją ze względu na płeć, przez co wyrobiła sobie zdecydowane poglądy polityczne. Tym bardziej ciekawym zwrotem w historii tej postaci jest jej związek z Kurtem McVeigh, utożsamiającym wszystko to, czemu Diane jest przeciwna. Nie dość, że pracuje jako ekspert od broni, to jeszcze popiera powszechne prawo do jej posiadania, jest republikaninem oraz fanem Sary Palin. Jednak za każdym razem, gdy Diane próbuje zerwać kontakt z Kurtem, on znowu pojawia się w jej życiu, aż w końcu zostaje jej mężem. Ta decyzja kosztuje kobietę nadwątlenie jej szans na zostanie sędzią, ale moim zdaniem nie osłabia jej siły charakteru. Wręcz przeciwnie, to z kim się spotyka zależy tylko i wyłącznie od niej. Kropka. Moment, w którym Diane naprawdę nagina swój system wartości ma miejsce wtedy, gdy udziela wywiadu, zdradzając Willa. Co więcej robi to zupełnie na darmo.



O każdej z tych trzech kobiet można powiedzieć, że jest silna. W przypadku każdej z nich oznacza to trochę co innego. Jednak łączy je to, że zostały dobrze napisane, ich osobowości ewoluują i zmieniają się wraz z kształtowaniem się fabuły serialu, na którą to mają ogromny wpływ. Żadna z nich nie jest jednowymiarowa, czy zamknięta w swoim schemacie. Podoba mi się, że chociaż scenarzyści na ogół unikają stereotypizacji swoich postaci, to czasami pozwalają im zachowywać się właśnie tak, jak te stereotypy nakazują. Bo tak postępują normalni ludzie. Popełniają błędy, zdradzają swoje wartości, zachowują się tak, jak oczekują tego od nich inni. Dzięki temu zaprezentowanym w „Żonie idealnej” bohaterkom bliżej do prawdziwych kobiet niż pomników. 


Również drugoplanowe postacie kobiece „Żony idealnej” zasługują na chociażby krótkie wspomnienie. Ważną zaletą tego serialu są bowiem dobrze napisani bohaterowie spoza pierwszego planu. Każdy z nich wchodzi ze swoją historią i zazwyczaj nie znika po pierwszym pojawieniu się na ekranie.


Moją absolutnie ulubioną drugoplanową bohaterką jest Elsbeth Tascioni (Carrie Preston), prawniczka od zadań specjalnych. Pojawia się zazwyczaj wtedy, gdy któryś z pracowników Lockhart & Gardner ma kłopoty. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie osoby, która nie potrafi skoncentrować się na jednej rzeczy przez dłużej niż kilka sekund i żyje w całkowitym oderwaniu od rzeczywistości. Jej sposób zachowania można by nazwać uroczym, co zupełnie nie pasuje do zmaskulinizowanego świata prawniczego. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że jest ona najbardziej „dziewczyńską” postacią w serialu, a tym samym takim prztyczkiem w nos wszystkim tym, którzy uważają, że osiągnięcie sukcesu wymaga „zmężnienia”, wyzbycia się wszelkich kobiecych cech, a przede wszystkim zaprzestania bycia „babą”. Dla Elsbeth nie ma bowiem rzeczy niemożliwych, a swoimi umiejętnościami zawsze zdobywa należny jej szacunek.


Na koniec wymienię jeszcze Nancy Crozier (Mamie Gummer), która słodkim i niewinnym zachowaniem stara się zmylić przeciwników w sądzie, Patricię Nyholm (Martha Plimpton), która wykorzystuje ciążę, aby zdobyć przychylność sędziego, czy Robyn Burdine (Jess Wixler), która wygląda i zachowuje się bardziej jak studentka niż śledcza w prawniczej firmie. Każda z nich jest silna. Żadna nie musiała wyzbywać się swoich kobiecych cech, aby osiągnąć sukces.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz