sobota, 26 października 2013

Czy to fantastyka? Czy to kryminał? Czy to romans? Nie, to Sleepy Hollow.


Snując swoje plany związane z jesienną ramówką serialową nie uwzględniałam w nich Sleepy Hollow. Przeczytawszy ogólne informacje o tej nowości, stwierdziłam, że nie rokuje najlepiej. O tym, że jednak warto zainteresować się telewizyjną opowieścią o jeźdźcu bez głowy dowiedziałam się z facebookej tablicy, na której pewien osobnik płci męskiej entuzjastycznie informował o tym, że to taki over the top serial fantastyczny z Anglikiem o pięknym tembrze głosu (albo tak to sobie zapamiętałam). W każdym razie tyle, plus jedno spojrzenie na miłą oku aparycję właściciela owego głosu, wystarczyło, abym skusiła się do obejrzenia pilota. 







Z kolei ten pierwszy, cudownie pokręcony odcinek, wystarczył, abym stała się wierną fanką serialu. No a cóż ja takiego zobaczyłam? Żołnierz walczący o amerykańską niepodległość ginie na polu bitwy, ale zostaje wskrzeszony 250 lat później. Po wyjściu z grobu i otrzepaniu się z ziemi musi dostosować się do współczesnych realiów. Nie ma na to zbyt wiele czasu, ponieważ razem z nim do „życia” powraca jego zabójca, którego wcześniej pozbawił głowy, wielce skory do dalszego mordu na mieszkańcach sennego Sleepy Hollow. Moja pierwsza reakcja? Głowa leci lekko w lewo, palce drapią czoło, a z ust wydobywa się „Hę?”. A to dopiero początek, bo im dalej w las, tym więcej czarownic, jeźdźców apokalipsy, zaklęć, klątw i ukrytych średniowiecznych osad.


Całkowite pomieszanie mitologiczne to żadna nowość w serialowym świecie. Bracia Winchester zjedli zęby na zabijaniu bogów, aniołów, demonów, wampirów i innych sukubów. Chociaż tak naprawdę telewizja bardzo frywolnie zabawiała się mitologią już w czasach Herkulesa. Swoją drogą to właśnie przy tworzeniu tego serialu z lat dziewięćdziesiątych spotkali się Roberto Orci i Alex Kurtzman, czyli scenarzyści Sleepy Hollow. Roberto Orci pisał scenariusze również do „Xeny: wojowniczej księżniczki”, a przy tworzeniu fabuły do „Agentki o stu twarzach”, „Fringe: Na granicy światów” oraz „Hawaii 5.0” ponownie spotkał się z Kurtzmanem. Dzięki takiemu zapleczu można chyba bez obaw o nadużycie stwierdzić, że panowie posiadają niezwykłe kwalifikacje do pisania serialu fantastyczno-kryminalnego, którego bohaterów wyróżnia siła charakteru, ironiczny humor i wyjątkowy talent do zdobywania sympatii widzów. O tym będę pisać później, ale już teraz wspomnę, że to właśnie nie tylko dobrze napisana, ale przede wszystkim świetnie zagrana para głównych bohaterów jest największą zaletą serialu. W tym momencie muszę krótko napisać o jeszcze jednym ważnym twórcy Sleepy Hollow, mianowicie Lenie Wisemanie, który jest jego reżyserem i producentem. To ten pan odpowiedzialny jest za „Underworld”, „Szklaną Pułapkę 4”, „Pamięć absolutną” (oczywiście tę mniej fajną z Colinem Farellem) oraz serial „Hawaii 5.0”. Tym samym otrzymaliśmy drużynę, która bardzo dobrze zna się na tym, w jaki sposób przykuwa się uwagę widza wartką akcją z domieszką fantastyki. Co jest kolejną znamienną zaletą serialu – w każdym odcinku dzieje się dużo, szybko i ciekawie. 


Tak naprawdę jedyne, co mogłam zobaczyć do tej pory to pięć pierwszych odcinków. Na kolejny trzeba mi będzie czekać do 4 listopada. Z tego też powodu zdecydowałam się napisać ten wpis. Ja sobie umilę oczekiwanie a przy okazji może jeszcze kogoś zarażę miłością do Sleepy Hollow. Choć z drugiej strony statystyki mówią, że to uczucie rozprzestrzenia się samoistnie. Pilotażowy odcinek obejrzało 10 mln widzów, co dla stacji FOX stanowi rekordową liczbę od siedmiu lat. Dzięki tak dobrym wynikom już po trzech odcinkach serial dostał zielone światło na drugi sezon. Można go zatem oglądać bez obaw, że po trzynastu odcinkach nasze serca zostaną rozerwane na strzępy i pozostanie głucha pustka po duszy zaprzedanej Ichabodowi Crane i Abigail Mills.

No to teraz możemy przejść do najważniejszej części wpisu - dlaczego należy oglądać Sleepy Hollow? A no bo to świetny serial jest i nie oglądając go odbieracie sobie mnóstwo zabawy. Na tym mogłabym zakończyć, ale nie dopiłam jeszcze piwa, a drugie chłodzi się w lodówce, więc co mi tam.



Brytyjczyk w płaszczu z brodą i wstążką we włosach, czyli Ichabod Crane grany przez Toma Misona. To właśnie ten pan z pięknym tembrem głosu. Posłuchajcie: Tom czyta sonet. Wcielając się w swoją postać aktor wygląda tak, jakby rzeczywiście zupełnie nie przystawał do naszych czasów. Ponadto jest tak ładny, że osobiście byłabym w stanie uwierzyć, że naprawdę nie pochodzi z naszej rzeczywistości. Pozostawię jednak tę opinię subiektywnej ocenie każdego, kto zdecyduje się poddać ją w wątpliwość. Co więcej sam Wiseman w wywiadach przyznaje, że aktor jest odpowiedzialny za dużą część tego, za co można pokochać tę postać (między innymi sposób zwracania się do Abigail jako leftenant zamiast lieutenant to jego pomysł). Ichabod był szpiegiem George’a Washingtona i walczył o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Został śmiertelnie ranny na polu walki, ale dzięki swojej żonie Katrinie (która okazała się być czarownicą), mógł powstać z grobu w tym samym momencie, w którym obudzony został bezgłowy jeździec. Powraca zatem do świata żywych po 250 latach przebywania w grobie i zmuszony jest do szybkiego odnalezienia się w czasach latarek, suszarek do włosów i Starbucksów. Potyczki Ichaboda z wynalazkami nowoczesności skutkują wieloma zabawnymi sytuacjami. Zmiany nastąpiły jednak nie tylko w sferze technologii, ale również na gruncie społecznym. „Od kiedy to kobiety mogą nosić spodnie?” pyta się Ichabod porucznik Abigail Mills, z którą przyszło mu współpracować. Przypomina nam tym samym starego wujaszka, który wciąż wspomina czasy, kiedy było lepiej i posiada ciekawą anegdotkę na każdą okazję. Nie jest on jednak w żaden sposób przeciwny zaszłym zmianom, co widać w jego pełnym szacunku zachowaniu wobec czarnoskórej kobiety pracującej w służbach bezpieczeństwa, a co więcej, wydającej mu rozkazy. Do większości nowinek podchodzi z ciekawością dziecka i tak samo jak ono z radością uczy się świata. Trochę niepokojące wydaje się to, że wciąż chodzi w tych samych ubraniach, w których został pogrzebany. Jeśli jednak jego zmiana miałaby oznaczać przebranie Crane’a w zwykłe ubrania, to ja prędzej jestem gotowa uznać, że brud się go nie ima tak samo, jak Castiela.


Leftenant Abigail Mills, czyli Nicole Beharie. Po pierwszym odcinku nie byłam przekonana do pani porucznik, która wydawała mi się zarysowana trochę za grubą kreską. Z biegiem akcji i zachodzącymi w tej postaci zmianami, zaczynam ją lubić coraz bardziej i przekonywać się, że nie jest to bohaterka jednowymiarowa. Dzieciństwo spędziła wraz z siostrą tułając się od jednej rodziny zastępczej do drugiej, a gdy wreszcie wydawało się, że znalazły dom na dłużej, wydarzyło się coś, co naznaczyło jej życie na zawsze. Podczas wędrówki po lesie zobaczyły potwora z innego świata. Abigail zdecydowała się wyprzeć tego co widziała, próbując powrócić do normalnego życia, a tym samym skazała siostrę na bycie posądzoną o szaleństwo. Sama jednak także długo nie mogła dojść do siebie, wpadając w różnego rodzaju tarapaty, aż z pomocą przyszedł jej szeryf Corbin, stając się dla niej mentorem i wzorem do naśladowania. To dzięki niemu postanowiła zostać policjantką, a ambicja pchała ją dalej, nakazując wyjazd ze Sleepy Hollow. Do tego jednak nie doszło, ponieważ wraz z Ichabodem powrócił koszmar z dzieciństwa. Pojawiła się też możliwość wyjaśnienia tego, kim naprawdę jest i co zobaczyła będąc nastolatką. Od przygody w lesie starała się stąpać mocno po ziemi i odrzucać wszystko, czego nie da się wyjaśnić w sposób zdroworozsądkowy. W momencie, gdy staje oko w oko z bezgłowym jeźdźcem i musi zaufać człowiekowi, który twierdzi, że walczył u boku George’a Washingtona, jest zmuszona do zmiany swojego stanowiska. Z biegiem czasu zaczyna coraz bardziej ufać swojemu instynktowi i otwierać się coraz bardziej szalone hipotezy.


Sleepy Hollow to nie Breaking Bad, ale na chemii też się znają. Na chemii pomiędzy parą głównych bohaterów rzecz jasna. W teorii ten związek wygląda jak coś, co dobrze znamy z innych seriali – dwójka bohaterów pracująca nad rozwiązywaniem zagadek, on całkowicie nieprzystosowany do rzeczywistości, ona mocno stąpająca po ziemi. Dobrze wiemy, jak to się skończy – do trzeciego sezonu będziemy czekać na pierwszy pocałunek, w piątym wyznają sobie miłość, a koło ósmego wezmą ślub lub poczną dziecko, czasem jedno i drugie. Twórcy na szczęście postanowili odejść od tego schematu, czyniąc Ichaboda mężczyzną żonatym (jego żona jest czarownicą zawieszoną pomiędzy dwoma światami, ale w kwestii jego uczuć to niczego nie zmienia). Dzięki temu możemy być pewni, że nie uświadczymy romansu pomiędzy tą dwójką, przynajmniej na razie. Mison i Beharie udowadniają jednak, że chemię pomiędzy bohaterami można oprzeć na czymś innym niż seksualne napięcie. To, że oni naprawdę się lubią jest widoczne na planie i poza nim. Ichabod wytrącony ze znanej sobie rzeczywistości musi zaufać Abigail od samego początku, ponieważ nie ma innego wyjścia. Ona również coraz bardziej zaczyna rozumieć, że on jest jedyną osobą, która stoi po jej stronie.


Niby na serio, ale jednak nie do końca. Serial z pewnością nie ma szans na otrzymanie statusu najambitniejszego dzieła wyświetlanego obecnie w telewizji. Jeśli natomiast jego twórcy postawili sobie za zadanie dostarczanie widzom rozrywki, to osiągnęli pełny sukces. Sleepy Hollow idealnie łączy absurd z powagą potrzebną do tego, abyśmy nie stracili zainteresowania. Nakładające się na siebie wątki humorystyczne, kryminalne, romantyczne oraz wywołujące strach bardzo dobrze się uzupełniają, tworząc bardzo smaczną mieszankę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz