środa, 10 kwietnia 2013

O kupowaniu tysięcy narcyzów, pokonywaniu lęku wysokości i innych przykładach grand gesture w filmie

Od niedzieli praktycznie nie przestaję się uśmiechać i mam ochotę krzyczeć „Wiosna, wiosna!!!”, ale potem zlękniona spoglądam w niebo i w myślach strofuję tę bardziej optymistyczną stronę mojej osobowości: „przestań wrzeszczeć, bo jeszcze się przestraszy i ucieknie”. Takie oto kłótnie przeprowadzam w swojej głowie, rezygnując z komunikacji miejskiej i spacerując bez czapki na głowie, ale za to w żółtych kaloszach na nogach. Z radością brnę przed wszystkie kałuże, które pozostały po roztapiającym się śniegu. I nie, nie oszalałam, a jednym narkotykiem, którym się odurzam jest słońce.

Zastanawiając się nad filmem, którym mogłabym godnie przywitać moją ulubioną porę roku, przypomniałam sobie o „Dużej rybie” Tima Burtona. Ta magiczna opowieść o Edwardzie Bloomie (jakież wiosenne nazwisko) budzi we mnie tak samo pozytywne uczucia, jak rosnąca kreska rtęci w termometrze zawieszonym za oknem. Wybór był całkowicie trafiony, a seans dodatkowo zaowocował pomysłem na wpis. Wszystko za sprawą sceny z narcyzami. Edward po latach oczekiwania na poznanie tożsamości kobiety, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia, niezniechęcony tym, że jest ona zaręczona z kimś innym, zasadza pod jej oknem tysiące żółtych narcyzów. Widok parku w całości zakrytego ulubionymi kwiatami skłania Sandrę do zejścia na dół, dzięki czemu Edward ma okazję stoczyć ostateczną bitwę o serce swojej ukochanej.


Ta scena to klasyczny przykład grand gesture, który w filmach o podłożu romantycznym występuje często i gęsto. Wielki gest, poprzez który bohater opowiada o swoich uczuciach, odsłania serce i duszę oraz przezwycięża lęki i dumę. A wszystko po to, aby zdobyć osobę, którą kocha. Zazwyczaj grand gesture zakłada oddanie czegoś ważnego w zamian za odwzajemnienie uczuć przez drugą połówkę. Najczęściej dokonywany jest w sposób spektakularny, widowiskowy i zapamiętywalny.


Może być to namacalny podarunek, choć z pewnością nic w stylu czekoladek czy biżuterii kupionych w najbliższym sklepie. Kwiaty zdadzą egzamin, ale tylko w ilościach hurtowych, wymagających poszukiwań w pięciu stanach (Duża Ryba) lub wysyłanych codziennie okazałych bukietów (Usłane różami). Do tej kategorii można również zaliczyć wybudowanie wspaniałej biblioteki (Piękna i bestia) oraz wypełnienie skrzynki na listy ulubionymi Tic Tacami (Juno).


Romantyczny wielki gest polega jednak częściej na złożeniu ofiary z dumy bohatera. Staje on wtedy przed zadaniem odkrycia własnych uczuć, zrobienia czegoś, w czym nie czuje się mocny lub wystawienia się na publiczne upokorzenie. Tym zadaniem może być udawanie Franka Sinatry na widowni szkolnego boiska, gdy wszyscy patrzą (Zakochana złośnica), zaproszenie ukochanego na szkolne boisko, aby w trakcie meczu baseballu po raz pierwszy go pocałować (Ten pierwszy raz) lub proszenie ukochanej o rękę w obcym języku i w obecności całej wioski (To właśnie miłość). A w bardziej kameralnej wersji - wyznanie uczuć na kartonach, bez nadziei na ich odwzajemnienie (To właśnie miłość).




W imię miłości śmiałkowie ryzykują jednak nie tylko utratą dumy, ale także wolności, zdrowia, a nawet życia. Wiadomo bowiem nie od dziś, że wykonanie niebezpiecznej misji daje gwarancję zdobycia uwagi ukochanej osoby. Dla niej można przezwyciężyć lęk wysokości, wdrapując się z kwiatami po schodach pożarowych (Pretty Woman). Te kilka pięter niczym jest natomiast w porównaniu do wysokości diabelskiego muru, po którym trzeba się czasem wspiąć, aby zaprosić dziewczynę na randkę (Pamiętnik). Co ostatecznie nijak się ma do prawdziwego poświęcenia życia, aby zapewnić przetrwanie ukochanej(Titanic).


Grand gestures to zazwyczaj ostatnia szansa bohatera na zwrócenie na siebie uwagi i zapewnienie o uczuciach osobę, która do tej pory go ignorowała. To również sposób na naprawienie błędu, przeprosiny i skłonienie ukochanej/ego do powrotu. W ostateczności jest to możliwość poświęcenia siebie na rzecz miłości.


W komediach romantycznych grand gestures pojawiają się zazwyczaj na końcu. Przez półtorej godziny historia miłosna robi się coraz bardziej zawikłana, a bohaterowie oddalają się od siebie. Grand gesture pozwala na ich ponowne zbliżenie, gładkie rozwiązanie wszystkich problemów oraz zaserwowanie widzom wiarygodnego happy endu. Wielki romantyczny gest zwiększa emocjonalny przekaz dzieła, dynamizuje akcję i przykuwa uwagę. Pozwala również na przedstawienie bohatera w innym świetle, na jego rehabilitację w oczach zarówno ukochanej, jak i widza.


Oglądając taki grand gesture na ekranie wyłączamy nasze zdroworozsądkowe myślenie, wstrzymujemy oddech i trzymamy kciuki za to, aby starania poświęcającego się bohatera zostały wynagrodzone. Czasem już obejrzeniu filmu i ochłonięciu, marzymy o tym, aby coś tak wspaniałego wydarzyło się w naszym życiu. Warto jednak przypomnieć sobie pewne powiedzenie: „trzeba uważać, o czym się marzy, bo marzenia mogą się spełnić”. Czy na pewno chcemy zobaczyć eks-chłopak/dziewczyna wystającego pod naszym oknem z ghetto blasterem (Nic nie mów)? Czy jeśli po pierwszej randce ktoś ukradłby dla nas dekorację z restauracji, a potem wyznał miłość, to nie wydałoby się nam to nieco szalone… a może nawet straszne (Jak poznałem waszą matkę)? Poza tym nie zawsze grand gesture kończy się sukcesem. Czasami miłość zostaje wzgardzona, serce strzaskane, a duma zraniona. Tak bywa nawet w filmach. O tym innym razem. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz