sobota, 9 marca 2013

O tym, że tragiczna miłość to zazwyczaj tragedia schematu i kliszy

Film: Triszna. Pragnienie miłości (Trishna), 2011, Wielka Brytania

Reż. Michael Winterbottom

Scen. Michale Winterbottom

Obsada: Freida Pinto, Riz Ahmed











Muszę przyznać się, że nigdy nie czytałam powieści Thomasa Hardy’ego „Tessa d’Uberville (wstyd!), ani nie oglądałam filmu Romana Polańskiego, który jest podobno jej wybitną ekranizacją (wstyd!!). Dlaczego zaczynam od tego obwieszczenia na temat własnej ignorancji wobec dzieł ważnych? Otóż film, o którym zamierzam napisać również jest wariacją na temat losów Tessy. Jest jednak to ekranizacja niezbyt bliska oryginałowi, chociażby dlatego, że akcja rozgrywa się we współczesnych Indiach a nie dziewiętnastowiecznej Anglii. Nie wszystko jednak stracone, książkę zamierzam przeczytać, film Polańskiego obejrzeć, a o Trisznie opowiedzieć jak o odrębnym bycie. Bo chociaż zgadzam się co do tego, że czytanie książki przed obejrzeniem jej ekranizacji, jest bardzo słuszną metodą, to postępowanie na odwrót również ma swoje plusy. Film może nam zwrócić uwagę na istnienie ciekawej powieści, o której nie wiedzieliśmy, zapomnieliśmy albo której fabuła zupełnie nas wcześniej nie pociągała. Właśnie skończyłam czytać „Samotnego mężczyznę” Christophera Isherwooda. Film, który powstał na jej podstawie wbił mnie w ziemię, ale książka dopiero kilka tygodni temu znalazła się na mojej półce. Chciałam sprawdzić, czy historia, która w filmie przedstawiona została w sposób bardzo plastyczny, równie dobrze sprawdza się na papierze. Wrażenia mam bardzo pozytywne, ale o nich mam zamiar napisać innym razem.

Ekranizacja książki powinna być zrozumiała również bez konieczności znajomości oryginału. W przypadku "Triszny" mam wrażenie, że przydałoby się poznać wcześniej historię Tessy. 

Zobaczymy, czy tak samo będzie w przypadku Tessy, która w filmie Winterbottoma jest Triszną (Freida Pinto), dziewiętnastolatką mieszkającą w Osian, małej wsi położonej w indyjskim Radżastanie. Reżyser postanowił uwspółcześnić akcję powieści, ale chyba problemy społeczne, z którymi zmierzyć się mieli bohaterowie nie przystawały do dzisiejszej Anglii. Być może to było powodem przeniesienia miejsca wydarzeń do Indii, w których kobieta w dalszym ciągu nie może samodzielnie decydować o swoim losie i poddawana jest ostracyzmowi społecznemu za złamanie reguł kodeksu moralnego. Niemniej reżyser nie postarał się o przedstawienie wiarygodnego tła dla wydarzeń i motywacji kierującej postępowaniem bohaterów. Indie pokazane w filmie to kraj widziany oczami turysty. Może nie tego, który wykupuje wakacje all inclusive i ogląda kraj z okna pięciogwiazdkowego hotelu. Jest to turysta, który coś wie o kraju, do którego się wybiera, podróżuje poza utartymi szlakami, smakuje lokalnej kuchni, rozmawia z mieszkańcami, ale tak naprawdę nie angażuje się w ich życie. Takie Indie już znamy, bo pocztówkowych Indii naoglądaliśmy się już wystarczająco i nie damy się tak łatwo oczarować powierzchownym przedstawieniem egzotyki tego kraju i jego kultury. Danny Bloom udowodnił, że można to zrobić lepiej.

Film jest pełen schematów, które nijak nie pomagają nam uwierzyć w uczucie istniejące pomiędzy bohaterami.
Głównym tematem filmu nie są jednak Indie a miłość. Tylko, że ją reżyser również traktuje trochę jak turysta. Oglądając film ma się bowiem wrażenie, jakby zrobiła go osoba, która dużo o miłości czytała, miłość widziała, ale jakoś nigdy jej do końca nie zrozumiała. Winterbottom powiela znane nam schematy, ale nie potrafi się w nie wgryźć na tyle, abyśmy mogli uwierzyć w moc uczucia, które niszczy życie głównej bohaterki. Naiwna Triszna zakochuje się w Jayu (Riz Ahmed), bogatym i przystojnym Hindusie wychowanym w Wielkiej Brytanii. Mężczyzna, którego poznajemy na początku wydaje się być bardzo pewnym siebie, ale sympatycznym i wrażliwym facetem. Gdy film się kończy jest agresywnym sadystą, który fascynuje się jedynie wprowadzaniem w życie kolejnych pozycji z Kamasutry. Trudno jest jednak zrozumieć tę przemianę, której wydarzenia mające miejsce w filmie nie są w stanie wytłumaczyć.

Sposób przedstawienia głównej bohaterki w filmie czyni z niej naiwną, bezwolną istotę, którą trudno jest oglądać bez uczucia irytacji. 

Postępowania Trishny niestety również nie było dla mnie zrozumiałe. I nie mają tu nic do rzeczy różnice kulturowe. Dziewczyna kocha tak mocno, że jest w stanie porzucić rodzinę, stracić szacunek społeczeństwa przez mieszkanie z mężczyzną bez ślubu, zaprzepaścić szansę na wykształcenie i niezależność. Niestety w tę miłość trudno uwierzyć. Freida Pinto, choć zjawiskowo piękna, nie jest dobrą aktorką. Przez pierwszą połowę filmu na jej twarzy prawie w ogóle nie widać emocji. Być może tę bezwolność i obojętność bohaterki można byłoby wytłumaczyć wychowaniem hinduskiej dziewczyny, która zawsze musi być podporządkowana mężczyźnie. Jako widz nie czuję jednak, abym otrzymała wystarczające wskazówki, które przemawiałyby ku temu wyjaśnieniu.

Zachowanie Trishny mają nam chyba tłumaczyć stosunki panujące w jej rodzinie, w której głos ojca jest decydujący, a matka jest mu całkowicie posłuszna. Jednak niezrozumiałe jest to, dlaczego w jednej chwili każe nam się postrzegać Trishnę jako kobietę wyzwoloną, a w drugiej całkowicie uzależnioną od mężczyzny. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz