czwartek, 21 marca 2013

O romantycznej naturze śniegu

21 marca – powitajmy wiosnę! No fajnie, tylko panienka gdzieś się pod drodze zawieruszyła i wszystko wskazuje na to, że będzie miała poważne opóźnienie. Zima za to zdaje się w ogóle nic nie robić z tego, że jej czas minął i nie jest dłużej mile widziana. Czy ktoś mógłby jej powiedzieć, że to najwyższy czas, aby poszła sobie precz? Można dosadniej, mi tutaj chyba nie wypada. W myślach jednak przypominam sobie nieco łaciny, ponieważ naprawdę czuję się zmęczona jej obecnością. Brakuje mi słońca, ciepła, wygody noszenia lekkich ubrań, czytania książek w parku, spacerowania bez obaw o zamarznięcie, przesiadywania w knajpianych ogródkach, słuchania koncertów na wolnym powietrzu i pewnie jeszcze wielu innych rzeczy, których przypominanie sobie jest masochizmem. Pogodzę się nawet z katarem siennym i owadami, obym już tylko mogła schować czapkę na dnie szafy i dumnie postawić włosy do góry.







I ten śnieg! Sypie dzisiaj tak, jakbyśmy za tydzień mieli świętować Wigilię a nie Wielkanoc. Nie mam nic przeciwko samej idei śniegu. Nie zamierzam zaprzeczać, że ma on w sobie coś zachwycającego. Cudowne śnieżynki, spadające nam w darze z nieba, otulające puchową pierzynką dachy domów, radujące dzieci lepiące z nich bałwany i tworzące tę specjalną zimową atmosferę. Na boga którego bądź! Tak to o śniegu myślałam w listopadzie, gdy przykrył gołe po jesieni drzewa, poczułam bliskość świąt i ogólnie zrobiło się tak magicznie. Do tej pory moje zauroczenie śniegiem całkowicie zdążyło wyparować. Rzeczywistość wtargnęła do naszego związku, karząc mi przez pięć miesięcy brodzić w zaspach, przemaczać buty i odmrażać palce.

W listopadzie na śnieg reagujemy tak...
...a tak reagujemy na niego w marcu.
Tak to jest z tą rzeczywistością, że potrafi naprawdę działać na nerwy. Dlatego zawsze wtedy, gdy pragniemy zobaczyć zimę od tej lepszej strony powinniśmy się od niej na chwilę uwolnić. W filmach i serialach śnieg to nieodzowny element romansu (podobnie jak deszcz, ale o tym będzie mowa podczas jakiejś okropnej ulewy). To zawsze jest ten śnieg magiczny w kolorze najbielszej bieli Vizira, który nigdy nie zamienia się w szarą breję. Gdy zaczyna padać, spojrzenia stają się głębsze, pocałunki namiętniejsze a uczucia potężniejsze. Zakochani nigdy nie czują zimna, płatki nie wpadają im do oczu, a usta nie wysychają na mrozie. Miłość ich rozgrzewa, chroni przed zapaleniem płuc i sprawia, że dobrze wyglądają w puchowych kurtkach. A wszystko tak uroczo wygląda na ekranie, że nawet takim marudom jak ja zamykają się usta.

No skoro tak, to coś w tym śniegu musi być specjalnego.
Nie mogę bowiem dalej narzekać, gdy widzę ukochaną scenę z „Edwarda Nożycorękiego”. Śnieg jest w niej cudem i osobliwością, ponieważ w tym nienazwanym dziwacznym miasteczku, w którym toczy się akcja filmu, nikt go do tej pory nie widział. Tworzony jest z miłości przez osobę, która odstrasza swoim zewnętrznym wyglądem, ale w środku jest piękniejsza od swojego dzieła. Dla Kim jest równie niespodziewany i zachwycający, jak uczucie, którym zaczyna darzyć Edwarda.


Anomalią jest również śnieg w serialu „Buffy postrach wampirów”. W tym przypadku śnieżna zawierucha jest jednak dziełem sił wyższych, które powstrzymują Angela przed popełnieniem samobójstwa poprzez wystawienie się na działanie słońca (to ta wersja wampira, którą promienie słońca zamieniają w kupkę popiołu, a nie brokatu).

Spacer w magicznym śniegu pomaga odbudować związek Buffy i Angela. 
Prawdziwy śnieg, który jest rzeczą normalną dla miejsca akcji występuje w filmie „Love Story”. I to naprawdę dużych ilościach. Jennifer i Oliver uwielbiają się w nim tarzać i całować. Sceny beztroskiej zabawy pokazują radosną miłość, która łączy tę parę, kontrastując z tragedią, która dopiero ma nastąpić.


Chwile szczęścia w zimowej atmosferze przeżywają również bohaterowie Downtown Abbey. Matthew nie ma oporów przed uklęknięciem na zaśnieżonej ziemi, a Mary zapomina o tym, że zimne płatki przykrywają jej nagie ramiona. Obydwoje długo czekali na tę chwilę wzajemnego potwierdzenia swoich uczuć, a śnieg dodał jej tylko magii.


Inna Brytyjka także udowadnia nam, że śnieg to żadna przeszkoda, gdy w grę wchodzi miłość. Bridget Jones bez wahania wyrusza w pościg za ukochanym w samej bieliźnie, swetrze i adidasach założonych w przebłysku rozwagi. Jej poświęcenie zostaje nagrodzone rozgrzewającym namiętnym pocałunkiem. 


Jak się zatem okazuje śnieg może być całkiem przyjemny, a nawet bardzo romantyczny. Jeśli jednak nikt nie ma nic przeciwko, ja dzisiaj wybieram tę ekranową wersję i nie zamierzam rozstawać się z ciepłym kocem i kubkiem herbaty. Kto wie, może omija mnie właśnie okazja na prawdziwy śnieżny romans. No trudno, wolę poczekać na ten wiosenny, o nim popkultura również ma sporo do opowiedzenia.


A na koniec ktoś, kto potrafi całkiem skutecznie zachęcić do przychylniejszego spojrzenia na śnieg (no i skoro pogodzie się święta pomyliły, to i dobór muzyki nie powinien dziś nikogo szokować):
 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz