Reż. John Moore
Scen. Skip Woods
Obsada: Bruce Willis, Jai Courtney, Sebastian Koch
Dzisiaj są Walentynki, więc z racji słowa „miłość” wpisanego zarówno w tytuł jak i opis bloga (nawet dwukrotnie) należałoby się pewnie spodziewać wpisu mniej lub bardziej romantycznego. I też o miłości właśnie będzie. Nie mam zamiaru jednak wymieniać i opisywać filmów, które warto obejrzeć w 14 dzień lutego. Internet wypełniony jest takimi tekstami.
Muzyka do słuchania w trakcie czytania:
Napiszę natomiast o filmie, który udało mi się obejrzeć dwa dni temu na pokazie przedpremierowym. Film ten, tak jak Walentynki, kojarzy się z kolorem czerwonym i choć może nie jest komedią romantyczną, ja darzę go szczerą miłością. Będzie zatem o „Szklanej pułapce 5”, kolejnej część opowieści o kuloodpornym Johnie McClanie, który zawsze pojawia się w złym miejscu o złej porze.
Najpierw jednak małe wyznanie: na ten film czekałam, jak dziecko na pierwszą gwiazdkę. John McClane jest bowiem moją pierwszą miłością. Nasz romans rozpoczął się, gdy wieku 9 lat obejrzałam pierwszą część serii. Gdy większość dziewczynek zafascynowana była bajkami, księżniczkami i lalkami, ja biegałam w koszulce z podobizną Bruce’a Willisa (wyszperaną w jakimś sklepie przez moją mamę, również fankę filmu) i krzyczałam do wszystkich „Jupikajej wydymańcu”. Od tego czasu każdej kolejnej części wyczekiwałam z wypiekami na twarzy. Potem „Szklana pułapka” stała się dla mnie takim „evergreenem”, który dzięki życzliwości polskiej telewizji mogłam oglądać praktycznie we wszystkie święta.
Najpierw jednak małe wyznanie: na ten film czekałam, jak dziecko na pierwszą gwiazdkę. John McClane jest bowiem moją pierwszą miłością. Nasz romans rozpoczął się, gdy wieku 9 lat obejrzałam pierwszą część serii. Gdy większość dziewczynek zafascynowana była bajkami, księżniczkami i lalkami, ja biegałam w koszulce z podobizną Bruce’a Willisa (wyszperaną w jakimś sklepie przez moją mamę, również fankę filmu) i krzyczałam do wszystkich „Jupikajej wydymańcu”. Od tego czasu każdej kolejnej części wyczekiwałam z wypiekami na twarzy. Potem „Szklana pułapka” stała się dla mnie takim „evergreenem”, który dzięki życzliwości polskiej telewizji mogłam oglądać praktycznie we wszystkie święta.
![]() |
I tutaj się z John z Tobą nie zgodzę, bo chętnie obejrzę każdy kolejny sequel , w którym będziesz krwawił z tym swoim łobuzerskim uśmiechem |
I choć czwarta część mnie nieco zawiodła, ponieważ nie była już tym samym filmem, co poprzedzająca ją trylogią, to z taką samą siłą wyczekiwałam ponownego spotkania z Johnem. Chciałam ponownie zobaczyć, jak jeden łysawy facet o łobuzerskim uśmiechu, celnym dowcipie i dużych mięśniach, walczy z całą zgrają złych ludzi oraz jednym naprawdę okropnym czarnym charakterem. Na efektach specjalnych, autentycznym sposobie przedstawienia działań policji czy spektakularnych scenach pościgów nigdy specjalnie mi nie zależało.
![]() |
No właśnie. |
John McClane nigdy nie miał dobrych kontaktów z Rosjanami, a w piątej części musi jechać do ich ojczyzny, aby odnaleźć syna (Jai Courtney), który nie dawał znaku życia od kilku lat. Przeświadczony o tym, że syn został oskarżony o handel narkotykami, ma zamiar wyciągnąć go z aresztu i zabrać z powrotem do Ameryki. Na lotnisko odwozi go córka, która każe mu obiecać, że tym razem nie narobi jeszcze większego bałaganu. My jednak za dobrze znamy Johna, abyśmy byli w stanie uwierzyć, że to w ogóle możliwe. Okoliczności z pewnością temu nie sprzyjają. Okazuje się bowiem, że syn Johna jest agentem CIA, pracującym w Moskwie nad wydostaniem z aresztu Komarowa. Ten były złodziej ma zamiar zeznawać przeciwko swojemu wspólnikowi ze starych czasów, Chagarinowi, obecnie wpływowemu politykowi. Pierwsze spotkanie ojca i syna nie przebiega najlepiej, John zaprzepaszcza misję Jacka, który widocznie nie chce mieć nic do czynienia z ojcem. Choć udaje im się uciec przed całą bandą wściekłych Rosjan, to jest to tylko preludium do tego, czemu będą musieli stawić czoła panowie McClane. Będzie Czarnobyl, uran i bardzo dużo strzelania, wypadania oknami, rzucania granatami i wybuchów… będzie naprawdę dużo wybuchów.
![]() |
Lucy, przecież wiesz, że tej prośby John spełnić nie może |
Szklana pułapka 5 daje radę, ponieważ…
- jest widoczna chemia pomiędzy Johnem i Jackiem McClane. Uwierzyłam w to, że na ekranie widzę ojca syna, których łączy skomplikowana relacja. Oprócz wizualnego podobieństwa pomiędzy aktorami, możemy dostrzec pokrewieństwo w sposobie mówienia i żartowania. Dowcipy wymieniane pomiędzy jedną strzelaniną a drugą są tym, co zbliża tę część do poprzednich, podsyca naszą sympatię do głównego bohatera oraz sprawia, że czujemy się w kinie jak na spotkaniu ze starymi przyjaciółmi.
![]() |
Wspólne strzelanie z karabinów maszynowych to takie quality time, jeśli ojciec jest gliniarzem a syn szpiegiem |
- Jest stary dobry John McClane. Bruce Willis starzeje się powoli i z godnością. Tak, cyfrowy obraz pokazuje wyraźnie, że jego twarz pokryła się zmarszczkami, skóra na szyi poddaje się nieubłaganemu działaniu grawitacji i już pewnie nie uświadczymy widoku nagiego torsu aktora. Nie jest nam jednak trudno uwierzyć w to, że ten 57 letni pan bez problemu nadąża za znacznie młodszym Jaiem. Chociaż w tej części scenarzyści oszczędzili trochę Johna, na rzecz Jacka, który wydaje się krwawić nieco intensywniej. Łobuzerski uśmiech nie zniknął z twarzy Bruce’a, a oczy nie przestały błyszczeć od odbijających się w nich płomieni płonących budynków. Nikt nie zapomniał także o tym, że John to straszna maruda. On chciał tylko zobaczyć się ze swoim synem, wyciągnąć go z kłopotów i może zwiedzić Moskwę. Wcale nie miał zamiaru uczestniczyć w akcji szpiegowskiej, zabijać złych Rosjan i na pewno nie planował jechać do Czarnobyla.
- Jest rozpierducha. I to porządna. W efekcie wizyty Johna McClane’a najpierw setki moskwian traci swoje samochody, gdy ojciec ściga złych Rosjan, którzy ścigają jego syna. Potem rozsadzony w drobny mak zostaje Czarnobyl.
Mogło być lepiej, ponieważ…
- Nie ma (wystarczającej) logiki w tej opowieści. Naprawdę. Na początku trochę trudno jest zrozumieć o co właściwie chodzi, a potem właściwie niewiele składa się w jedną opowieść. W pierwszych częściach fabuła była prosta, ale była także spójna. Tym razem dziur w fabule jest tyle samo, co tych, które John zostawił w moskiewskich budynkach. W trakcie seansu trzeba co chwilę karcić swój umysł, aby nie zadawał głupich pytań typu: „Czy da się przejechać samochodem z Moskwy do Czarnobyla w ciągu dwóch, trzech godzin?” i cieszył się z tego, że John McClane ściga się z czołgiem.
- Nie ma silnego schwarzcharakteru. Pierwsze trzy części wyróżniały się tym, że John McClane musiał co prawda wystrzelać niezliczoną ilość pomniejszych złych, ale tak ostatecznie walczył z tym jednym, prawdziwym Złym. Alan Rickman w pierwszej części czy Jeremy Irons w trzeciej części stworzyli prawdziwych przeciwników dla narwanego gliniarza. W tej kontynuacji zabrakło mi ostatecznego pojedynku nie tylko na siłę mięśni, ale przede wszystkim na emocje, spryt i rozum.
- Nie ma (wystarczającej) wiarygodności. Są w filmie momenty, kiedy zaczyna nam się wydawać, że oglądamy grę komputerową. Widać niestety, które sceny zostały wygenerowane całkowicie przez komputer. W tych momentach nie udaje nam się oszukać umysłu, który przestaje wierzyć w całą tę opowieść.
Randkę z Johnem McClanem uważam za udaną. Nie obyło się bez kilka zgrzytów, ale warto było się spotkać po latach i nadrobić stracony czas. Z pewnością oczekiwać będę momentu, kiedy mój bohater ponownie wykrzyknie „Jupikajej wydymańcu”, zastrzeli kilku złych ludzi i z uśmiechem wyskoczy z okna. Plotka głosi, że w szóstej części mogłaby się pojawić żona Johna, Holly. A może wreszcie będziemy świadkami spotkania wszystkich członków wybuchowej rodziny McClane.