niedziela, 24 lutego 2013

O tym jak odebrać Oscara, aby rozbić medialny bank


Aktorzy przyzwyczajeni są do mówienia słowami napisanymi przez scenarzystów. Ich zawód wymaga zapamiętywania i wygłaszania kwestii, których sami nie wymyślili. Na ekranie mogą sprawiać wrażenie wybitnie elokwentnych, inteligentnych, niedających się porwać emocjom i potrafiących zachować zimną krew w każdej sytuacji. Jeśli są zdolni, potrafią całkowicie zmienić się w postać, którą kreują w filmie. Kiedy natomiast przychodzi im wygłosić własną przemowę, na oczach najbardziej cenionych przedstawicieli biznesu filmowego oraz milionów widzów, mamy okazję zobaczyć ich takimi, jacy są naprawdę. Czasami zdarza im się dać przedstawienie swojego życia, które zostaje zapamiętane na długo. Oni sami nie zawsze są z tego faktu zadowoleni.



 
Nagroda Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej, czyli bardziej familiarnie brzmiący Oscar, stanowi największe wyróżnienie dla amerykańskiego (i nie tylko) aktora. Już sama nominacja gwarantuje to, że podczas promocji każdej kolejnej produkcji jego nazwisko wymieniane będzie wraz z formułą „nominowany do Oscara”. Z drugiej strony „zwycięzca Oscara” brzmi jeszcze lepiej. Dlatego świadomość tego, że tylko cztery osoby dzielą aktora od tego, aby nad jego kominkiem stanęła błyszcząca statuetka rycerza, wydaje się być nieco stresogenna. Nie ważne, jak długo będzie myślał nad przemową i ile razy powtórzy ją przed lustrem, i tak zapomni ją w momencie, gdy jego nazwisko zostanie wyczytane zaraz po „and the Oscar goes to…”. Pozostaje mu tylko improwizacja, a wtedy może być różnie.

Pokonanie Meryl Streep w wyścigu o nagrodę to podwójna wygrana. 
Jeśli zatem na jutrzejszej gali, któryś z aktorów chciałby rozbić medialny bank, zagwarantować sobie największe zdjęcia na stronach głównych plotkarskich portali i zebrać miliony wejść na Youtubie, mógłby wymyśleć coś całkowicie spektralnego i świeżego, albo skorzystać z jednego z pięciu pewnych sposobów.  

Ehm, całowania własnego brata nie umieściłam w zestawieniu. Ten wyczyn zarezerwowany jest  tylko dla prawdziwych hardcorowców, których podniecają krew i noże.

    1. Pocałować osobę wręczającą nagrodę

      Adrien Brody wygrał Oscara w 2003 roku za główną rolę w „Pianiście”. Aktor skorzystał wtedy z okazji i sam przyznał sobie kolejną nagrodę w postaci soczystego pocałunek złożonego na ustach wręczającej mu Oscara Halle Berry. Szczerą przemową wygłoszoną łamiącym się głosem Brody dodatkowo zjednał sobie powszechną sympatię, a nawet owację na stojąco.


      W następnym roku całuśnej konwencji poddała się Charlize Theron, która z rąk Brody’ego odebrała Oscara za film „Monter”, a z ust - pocałunek. Co ciekawe Theron była pierwszą aktorką pochodzącą z Afryki, która otrzymała nagrodę za rolę pierwszoplanową.



      2. Całkowicie się rozkleić.

      Ta metoda tylko z pozoru wydaje się łatwa. Beksy bowiem to normalka wśród wygranych i pochlipywanie podczas składania podziękowań nie załatwi nikomu dodatkowych linijek w relacjach z ceremonii. Trzeba rozpłakać się tak, jak jeszcze nikt nie płakał do tej pory. Poprzeczkę bardzo wysoko zawiesiła Gwyneth Paltrow, nagrodzona w 1999 roku za „Zakochanego Szekspira”. Zduszonym głosem udało jej się wymienić chyba wszystkich członków rodziny z imienia i nazwiska.


      Bardzo blisko pokonania Paltrow była Halle Berry, która w 2002 roku zdobyła Oscara za rolę w filmie „Czekając na wyrok”. Berry przeszła do historii jako pierwsza afroamerykanka, która wygrała w kategorii aktorka pierwszoplanowa. Kontekst jej nagrody obronił ją chyba przed przejęciem tytułu pierwszej oscarowej beksy.





      3. Być szczerym do bólu.

      W tej metodzie również trzeba się dać całkowicie porwać emocjom. Godność należy zostawić w limuzynie, którą przyjechało się na uroczystość. Najlepiej jest pokazać, że jest się osobą potrzebującą i trochę dziwaczną. Oczywiście tę metodę można polecić tylko tym, którzy wyznają zasadę „nie ważne, co o nas piszą, byleby pisali”. Mistrzowsko opanowała ją Sally Field, która odbierając nagrodę za rolę w filmie „Miejsca w sercu” w 1985 roku wykrzyczała z podium „You like me, right now, you like me”.





      Można też trochę poprzeklinać (nie za mocno), powtórzyć wielokrotnie „wow” i paplać bez większego sensu, jak zrobiła to dwa lata temu Melissa Leo odbierając Oscara za występ w „Fighterze”.


      4. Dać się porwać radości.

      W odróżnieniu do dwóch poprzednich metod, zamiast łez i wzruszenia należy pokazać radość. Trzeba przełamać wszelkie opory, bo krzyki, humor, wymachiwanie rękami i przesadny śmiech są całkowicie wskazane. Jack Palance nie tylko rozbawił wszystkim swoimi żartami, ale nawet wykonał kilka pompek zaraz po odebraniu nagrody za rolę w „Sułtanach westernu” w 1992 roku.



      Cuba Gooding Jr. podczas uroczystości w 1997 roku nie wyszedł chyba jeszcze ze swojej roli, którą ogrywał w filmie „Jerry Maguire”. Na ekranie aktor szaleńczo wykrzykiwał „Show me the Money”, na podium - „I love you”.


      5. Nie odebrać Oscara.

      Paradoksalnie nieodebranie Oscara, może zapewnić aktorowi więcej medialnego szumu niż jego odebranie. Nie wystarczy jednak zwyczajnie nie pokazać się na ceremonii. Wtedy ma się gwarancję, że zostanie się szybko zapomnianym. Rezygnację z nagrody należy usprawiedliwić protestem w jakiejś konkretnej sprawie. Tak zrobił Marlon Brando, który nie zgłosił się w 1962 roku po swojego Oscara za pierwszoplanową rolę w „Ojcu Chrzestnym”. W swoim imieniu wysłał młodą Indiankę z plemienia Apaczów. Jej zadaniem było wyjaśnienie, że aktor nie przyjmuje Oscara na znak protestu przeciwko dyskryminacji Indian w filmie i telewizji oraz akcji zbrojnej przeprowadzonej na terenie rezerwatu Wounded Knee.



      Zawsze można też zrobić to w stylu Roberta Downeya Jr, który jest tak samo dobry w odbieraniu nagród, jak i w ich wręczaniu.









      Brak komentarzy:

      Prześlij komentarz