sobota, 27 lipca 2013

Frances Ha: oda do młodości i przyjaźni

Hipsterzy mają swoje knajpy, gadżety, ubrania oraz sposób mówienia. Mają także swoje kino. A w ramach tego kina powstaje sporo filmów, które nigdy nie trafią w gusta szerszej publiczności i pozostaną ciekawostką, znaną zawężonej części naszego społeczeństwa. „Frances Ha” na szczęście nie należy do tej kategorii, chociaż po obejrzeniu trailera aż korci zaszufladkować ten film pod nazwą „indie hipster movie”. Po skończonym seansie należałoby jednak tę szufladkę otworzyć, wyjąć go i najlepiej już nigdzie więcej nie wkładać. Można rzecz jasna zakwalifikować ten film jako komedię obyczajową, wyraźnie inspirowaną francuską Nową Falą. No ale właściwie po co? „Frances Ha” to zwyczajna historia zwyczajnej dziewczyny, opowiedziana z humorem, luzem i całkowicie bez jakiegokolwiek zadęcia. Niech się zatem nie przeraża nikt, komu czarno-białe filmy kojarzą się z nudą i inteligencką przesadą. Sama historia jest bowiem bardzo kolorowa, a główna bohaterka to tak barwna postać, że aż szkoda, że musimy ją oglądać w odcieniach szarości.


Frances Ha (Greta Gerwig) jest dwudziestosiedmioletnią mieszkanką Nowego Jorku, która imprezuje, randkuje, przyjaźni się, ale przede wszystkim marzy. Jak dorośnie, to chce zostać znaną tancerką. Nie do końca zdaje sobie sprawę, z tego, że dorosłość jest już, teraz i nie da się jej odwlekać w nieskończoność. Można jednak próbować. Bijąc się na niby, tańcząc przy fontannie oraz omijając stałe związki, poważną pracę i przyjaźniąc się tak, jak większość z nas była w stanie przyjaźnić się jedynie w wieku kilku lat. Świat był wtedy duży i przerażający, ale póki zupę można było zrobić z piasku, a samolot zbudować z foteli, dało się jakoś w nim egzystować. Pod warunkiem tylko, że była obok nas osoba, która w tej kupce piasku widziała pomidorówkę i gotowa była wybrać się z nami w fotelową podróż do Afryki. W życiu Frances istnieje Sophie (Mickey Sumner). Znajomi postrzegają je jako „parę lesbijek, które nie uprawiają ze sobą seksu”, ale w tym związku uczucie jest wyłącznie platoniczne. Sophie jednak dorasta nieco szybciej, przez co wyprowadza się z ich wspólnego mieszkania, a następnie zaręcza ze swoim chłopakiem. Wydaje się, że ona nie chce już żyć w świecie marzeń, którego tak kurczowo trzyma się Frances. Pomimo całego swojego nieprzystosowania do rzeczywistości, dziewczyna szybko znajduje sobie nowe mieszkanie, znajomych, a nawet pracę. Nie jest to bowiem typ marudy, która będzie analizowała swoje niepowodzenia i siedziała w miejscu, upajając się depresją. Wręcz przeciwnie, ostatnie pieniądze wyda na kolację z przyjacielem, dach nad głową znajdzie przez przypadek i odrzuci propozycję pracy, która nie będzie spełnieniem jej marzeń.


Gretę Gerwig okrzyknięto Woodym Allenem w spódnicy. W tym filmie jednak trudno znaleźć podobieństwa. Frances nie jest neurotyczna, nie prowadzi przeintelektualizowanych dyskusji na temat tego, co zjeść na śniadanie i nie boi się wszystkiego. Gerwig stworzyła świetną postać, którą nie tylko zagrała, ale wcześniej, wspólnie z Noah Baumbachem, także napisała. Naturalną i świeżą, której po prostu nie można nie polubić. Przynajmniej ja chętnie bym się z nią zaprzyjaźniła, poszłabym z nią na imprezę, a nawet pobiła na niby w parku. Przecież jesteśmy w prawie tym samym wieku, obie mamy lekkie problemy z ogarnięciem rzeczywistości, na dorosłe życie fukamy jak kot na wodę, a określenie „undateable” pasuje tak samo do niej, jak i do mnie. I tutaj chciałabym zmierzyć się z kolejnym porównaniem, o którym często wspomina się w odniesieniu do „Frances Ha”. Materiały promocyjne zapewniały mnie bowiem, że jeśli lubię „Dziewczyny”, to polubię również ten film. Tylko ja z serialem Leny Dunham mam pewien problem. Oglądam go namiętnie, choć pierwszy sezon ze znacznie większym zaangażowaniem niż drugi (jego finał jednak zdecydowanie zachęca do oczekiwania na kolejny), ale nie wiem, czy go lubię. Brzmi całkowicie nielogicznie, prawda? Może to nie serialu nie lubię, ale jego bohaterów. W całym spektrum sportretowanych w nim dziewczyn i chłopaków nie znalazłam postaci, którą obdarzyłabym silniejszą sympatią. A przecież to też są ludzie w podobnym do mnie wieku, którzy mają podobne do mnie problemy. Niemniej praktycznie każdy z nich jest tak skrajnym egoistą, że ciężko jest zapałać do nich pozytywnymi uczuciami. I chyba tylko to, że ich wady, są również moimi wadami trzyma mnie przy tym serialu. No i talent Leny, której zazdroszczę z siłą tysięcy słońc. Może kiedyś napiszę osobną notkę o „Dziewczynach” i moim ambiwalentnym stosunku do tegoż serialu.



No i tyle o podobieństwach „Frances Ha” do innych dzieł, których z pewnością można by znaleźć jeszcze więcej, porównując film a to do reprezentantów francuskiej Nowej Fali, a to do wcześniejszych filmów Grety Gerwig i Noah Baumbacha. Można by nad tym jeszcze podebatować, ale film i tak wybroniłby się świeżym, dobrze skonstruowanym scenariuszem, zabawnymi dialogami i naprawdę nieźle opowiedzianą historią. Osobiście mogłabym się przyczepić do tego, że dla mnie prowadzi ona właściwie donikąd, ale chyba nie do końca o znajdowanie oryginalnego zakończenia chodziło w tym filmie. Jeśli miała być to lekka opowieść o poszukiwaniu swojej drogi, znaczeniu przyjaźni i życiu według własnych zasad, to zadanie zakończone zostało sukcesem. Jak na film o trochę poszatkowanej narracji, nie ma on praktycznie dłużyzn i nie nudzi się. Wręcz przeciwnie, gdy po kilku minutach przyzwyczajamy się do jego formy, z łatwością dajemy się wciągnąć w historię. Pomaga nam w tym z pewnością atmosfera Nowego Jorku, który tym razem poznajemy nie od tej hałaśliwej, turystycznej strony, ale z perspektywy dwudziestokilkulatków, którzy muszą dzielić niewielkie mieszkania, jadać w nieznanych knajpkach i imprezować w stylu niezupełnie przystającym do tego, jaki poznaliśmy za sprawą „Seksu w wielkim mieście”. Uwagę przykuwa również soundtrack, którego największą perełką jest rzecz jasna David Bowie.


No i na koniec przemyślenie, które bardzo mnie cieszy. „Frances Ha” to kolejny film, który pokazuje, że kobiety to nie tylko skaczące sobie do gardeł żmije, zapatrzone w siebie, swoją karierę i traktujące wszystkie pozostałe przedstawicielki swojej płci jak konkurencję. Tym razem przyjaźń występująca pomiędzy dwoma kobietami została zobrazowana nad wyraz szczerze. W życiu obu bohaterek zachodzą zmiany, które oddalają je od siebie i wymagają na nich przedefiniowanie łączącej je więzi. Każda kobieta przyzna, że czasem jest ciężko. Zdarzają się takie chwile, gdy zastanawiamy się, czy to ta sama osoba, którą znamy od tylu lat. Nie potrafimy już rozmawiać z nią tak, jak kiedyś, gdy rozumiałyśmy się bez słów. Czasem uciekamy się do kłamstwa, bo tak jest łatwiej.


Film: Frances Ha, USA, 2012
Reż. Noah Baumbach
Scen. Greta Gerwig, Noah Baumbach
Obsada: Greta Gerwig, Mickey Sumner, Adam Driver, Michael Zegen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz